czwartek, 8 maja 2014

poletko bitwy cz.3

no i idziesz w tany. tu łopatka , tam grabki. kuksaniec z huśtawki, spodnie zzieleniały ze złości na trawie. zabawa w chowanego z matką. mikro - kłótnie w mikro - światku. nauczki i potyczki. wszystko jest. wszystko gra.

ale... naciskasz tę klamkę. przechodzisz ten próg i zamykasz się w klatce. ot, tak. dobrowolnie. 
dlaczego?
bo w tej mikro - przestrzeni doświadczeń Twoich dzieci są też inne matki. ojcowie. babcie. dwa światy się spotykają i przeplatają. dzieci nie mają pojęcia o kolejnej walce, którą trzeba Ci mężnie przejść. samemu.

półuśmiechy. półspojrzenia. 
jakoś tak nie wiadomo jak to ugryźć. wahasz się. potrzebujesz współodczuwania tych samych doświadczeń i jednocześnie wiesz, że tego właśnie w tym miejscu nie dostaniesz. bo raj uciech dziecięcych jest miejscem bitwy pobudzonych ego matek. to miejsce bitwy instynktu obrony miotu. 
jesteś czujna, niedowierzasz. 
jedno pchnęło - matka tego, co pchnął z reguły używa argumentów słownych, że "be, nieładnie, idź przeproś" (a w  czarnym sercu matki "rozbójnika" - radość, że się nie dał, że się przepchnie, uff). matka popchniętego uśmiecha się niby - wyrozumiale (co za wychowanie, jakież niegrzeczne dziecię, pewno zaniedbane emocjonalnie). lustracja garderoby obowiązkowa. kaszkiecik, falbanki, pantofelki - ohoho! się powodzi. biedne dzieci, pewnie boją się każdej plamki. dresy, wyciągnięte bluzy, wytarte koszulki - jak można tak dzieci puszczać do ludzi?! pralki w domu nie ma? biedne dzieci.
i tak w kółko.

z całych sił się starasz, żeby nie widzieć ukradkowych spojrzeń. wertujesz kolejny raz wszystkie plamy po przedszkolnym obiedzie, wszystkie wysunięte spinki, przekrzywione czapki i wmawiasz sobie, że to nie ważne. Ty WIESZ, że to nie ważne, ale jednak.. spojrzenia ciążą. mimowolne uśmiechy i zdawkowe pytania: a w jakim wieku? chłopcy czy dziewczynki? (bo do wieku ok. 3 lat naprawdę ZAWSZE ktoś o to zapyta przy bliźniakach. nawet jeśli jedno w portkach a drugie na różowo). i trzecie jeszcze?! współczuję/podziwiam... (pewnie wpadka, bo nikt normalny tyle nie planuje). i czujesz ten ciężar OCENY.

a ocenia się tu matkę. i to ją się wini, że niedomyte, niedouczesane, niedoubrane. że takie pyskate (a nie: wygadane), że nie zrobi porządnej babki i gada tylko monosylabą. bo to jej powinność: DBAĆ. 
więc starasz się unikać tych spojrzeń. unikać rozmówek. uparcie wbijasz oczy we własny dorobek lędźwi i starasz się cieszyć tą gonitwą sześciu par "kopytek", rezygnując z ewetualnych "dorosłych" pogadanek.

a jedyne o czym po cichu przed sobą marzysz to to, że w końcu spotkasz JĄ. nieumalowaną, potarganą z grubsza, ubraną trochę krzywo i niezupełnie "do pary", z resztką kaszki gdzieś. i że nie zapyta ile ma lat i czy to dziewczynka, tylko po prostu powie: ciężko bywa, nie? ale warto. że opowie trochę o swoich, zamiast pytać od razu o Twoje. i może będzie chciała kiedyś jeszcze się umówić na ten placyk. a nade wszystko marzysz (płonnie), że zapyta co ostatnio przeczytałaś/ obejrzałaś...









i konia z rzędem każdemu, kto nie popełnia tych samych grzeszków: nie wchodzi w ugrzecznione pogadanki o osiągnięciach dziecka, nie pyta, ile lat ma podopieczny, nie ocenia w pierwszym odruchu ciucha czy odzywki nieletniego. i nie ocenia przy okazji matki "po okładce". 
ja tam takiego konia bym chciała, a nie dostanę...

10 komentarzy:

  1. Jak zwykle - super masz pióro! Albo klawiaturę:))
    Co ostatnio czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękować :)
      wiem, że nie bardzo to Twoje klimaty, ale kończę "Hobbita" :) Tolkiena wielbię miłością szczerą od lat wielu i ten związek jest już niemal patologicznie nierozerwalny. trylogię "obleciałam" kilka razy :)

      Usuń
    2. Przebrzydłego Hobbita tłukę w szóstej do upadłego. I szczerze nienawidzę. Odwrotnie niż dzieciaki. A jakie to pedagogiczne, jak "pani" nie cierpi, a się zna:). Jak się niektórzy skarżą, że im książka nie wchodzi, mam argument:)

      Usuń
    3. Pedagog pełną gębą, widzę :) też bym sobie życzyła takiego dla moich Maluchów za kilka lat.
      Swoją drogą, nie zapomnę nigdy uwagi mojej licealnej polonistki na temat "Lalki". Że może byśmy obejrzeli film, bo tam przynajmniej nie ma tych okropnych opisów przyrody ;)

      Usuń
    4. Pedagog:) ma w pracy szkołę przetrwania, to musi sobie radzić:). Dzięki za miłe słowo. A Twoja polonistka Cię, jak widać, nie odwiodła od czytania. Ale też pewnie nikogo nie przywiodła, a powinna była:(

      Usuń
  2. Matka matce wilczycą. Wrr!!!

    Przez moment się bawiłam w klubomatkowanie. Prędko mnie wymiotło, kurz opadł w pół minuty.

    I się przychylam do Przedmówczyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też próbowałam tego sportu :) czegóż się nie zrobi dla zapewnienia sobie pozorów "wychodzenia do ludzi" mając przy nogach nieletnich...
      ale placyków przy braku własnego podwórka nie da się unikać bez końca :(

      Usuń
  3. Matki są najbardziej ocenianą grupą społeczną. Najczęściej przez inne matki, które pod presją bycia ocenianą, chcą się dowartościować i oceniają inne.
    Ja się cieszę, że mnie się nikt nie pyta, co przeczytałam, bo mam tak mało czasu, że jedną pozycję męczę już pół roku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też mam takie wrażenie. chyba nigdy nie czułam się tak "na świeczniku", jak w momencie, kiedy wchodzę na spacer. im więcej dzieci, tym ciekawsze zjawisko...

      a z tym czytaniem to się nie przejmuj. ja zaczęłam czytać od urodzin najmłodszej, bo mi się nagle tyyyyleee czasu zrobiło (błogosławiony święty czas "cycka"). i to był Wielki Powrót po... blisko czterech latach :) serio, serio. wcześniej miałam lektury pilniejsze, bo uczelniane. pokuta za tamten czas ignorancji jest nie do odpuszczenia ;)

      Usuń
    2. no i miło mi, że zajrzałaś :)

      Usuń

dziękuję :)