sobota, 27 grudnia 2014

na tropie

węszę.
piernik, sernik, cynamon, kardamon. 
trochę krzywy świerk.
z nosem w talerzu. w kieliszku. w garnku. w kołnierzu koszuli.

w tym roku brak mandarynek. wyczułam z daleka.
brakło śniegu w tym roku. jak co roku.
już zapomniałam, że bywało. że zaspy, że odśnieżanie, że na poliku i na rzęsach. cholerny tusz. zapomniałam, że nauczyłam się mrugać tak, aby nie zostawały czarne pręgi. 
zapomniałam, że psy się wtedy cieszą. skaczą mokrym, zwalistym futrem na cienkie rajstopy i czystą kurtkę.

ale już biało. już dobrze.



szpieguję.
stara gwiazda na czubku z odpadającym sreberkiem. rodzice robili, z opakowań po czekoladach. przyczepiłam na słowo honoru. 
może nie jest z nim jeszcze najgorzej... może jeszcze w tym roku wytrzyma...
odprysk kupnego lukru na brązowym pękniętym kafelku. igły w skarpetkach. plastelina na podeszwach. już kolorowy biały obrus.


podsłuchuję.
skrzypnięcia na schodach.
za głośne szepty pod choinką - a mówiłem Ci, że przyjdzie wieczorem!
fałszywe nuty pod nosem przy kuchence. i te głośne przy nalewce. jak co roku nowe słowa starych kolęd. nowe głosy przy starych kolędach.
kłótnie o większy budyń i mniejszą zupę. o prawo głosu przy śniadaniu.




znów się dzieje.
szukam dziury w całym, bo dziury są ciekawsze.









... a tu nudy...

sobota, 13 grudnia 2014

groszek

nie lubię Cię.
przykro mi. trochę.






podchodzisz do mnie w tłumie, uśmiechasz się, oczy Ci błyszczą. mówisz coś takim przyjemnie ciepłym głosem. żartujesz. śmieję się, bo to rzeczywiście zabawne. miło mi, że mnie wyłuskałaś.
a potem zbliżasz swoją twarz do twarzy mojego dziecka. za blisko. i pytasz ile ma lat, za chwilę sama udzielając sobie odpowiedzi.
patrzysz długo. za długo. przesuwasz sondę od kilku blond nitek i lepkiego policzka, przez plamę po sałatce, do zielonej plasteliny za paznokciem.
i oczy Ci błyszczą.
nie lubię Cię.

znajdujesz mnie pod stosem kurtek, które próbuję, ciągle jeszcze trochę niezdarnie, poupychać na plecach właścicieli. i informujesz mnie, że "nakrzyczałaś" na mojego męża, bo za ciepło ubrał moje dzieci.
sama je ubieram.
nie lubię Cię.

czekasz, aż skończę serię pytań i odpowiedzi z Przedszkolną Władzą. i ciskasz własną serią. gdziedoszkołyczytnaolipiadęatańcetokiedyczyjczytamożemnoży... gratulujesz mi osiągnięć przedszkolnych. a ja ciągle czekam na pytanie o IQ w kolejności rosnącej.
nie lubię Cię.

nie wiesz kim jestem, nazywasz mnie Tą Od Bliźniaków, Tą Z Trójką. bez wózka mnie nie rozpoznajesz. chcesz wiedzieć, czy będę mieć czwarte. czy pracuję. dlaczego jestem taka chuda. który wózek, śliniak, jaki tort na urodziny pierwsze i jaka zabawka na Gwiazdkę.
masz wiedzę omnibusa i częstujesz mnie tym słodko - gorzko - kwaśnym uśmiechem.
nie lubię Cię.

popychasz moje dziecko w kierunku ławki. nie pytasz, czy słyszało. nerwy puszczają Ci pod koniec dnia i nie masz cierpliwości. i popychasz moje dziecko.
potem stajesz w ramce z futryny i mówisz Dzień Dobry Do Widzenia. i oczy Ci błyszczą.
nie lubię Cię.








nie lubię Cię.
za bardzo uświadamiasz mi, jak naiwną jeszcze jestem dziewczynką. nigdy nie znajduję szybkiej Ciętej Riposty; oczy, jak zajączki, stają słupka, a moje IQ bawi się teraz ze mną w chowanego.
uśmiecham się. przykrywam lukrem błyszczyka niesmak i niemoc.

przykro mi. trochę.

piątek, 5 grudnia 2014

pierwszy ząbek

rosną.
no, wiem przecież.
wczoraj naciągałam podkoszulkę, starając się upchnąć ją w spodnie. tę, która prawie robiła za sukienkę w sierpniu.


rosną.
też mi nowina.
przy razowym z sałatą dwa owinięte w koce Głośniki nadają na częstotliwościach ciężkich do zniesienia. obecnie mają rzeczywiście bogatsze słownictwo niż 5 lat temu.


przecież zawsze to wiedziałam.
czekałam, wstrzymując oddech, kiedy w końcu...
ten mleczak i tak miał wypaść. może trochę za szybko. o wiele za szybko. ale to było jasne już w okresie prenatalnym.








małe dzieci mały problem. duże ponoć większy. zbyt wiele razy to wyśmiałam.







od niedawna jestem medium. siedzę przed kulą monitora, a tysiące zakładek mruga do mnie zachęcająco. żadna szkoła nie jest dobra. widzę samych drabów podbudowujących swoje niziutkie poczucie wartości, pastwiąc się fizycznie i psychiczne nad każdym odstępstwem od "normalności". widzę zmęczone nauczaniem emerytki próbujące wywalczyć chwile spokoju w klasie. widzę zadufane w sobie, antypatyczne małolaty plujące oszczepem "mięsa" i kiepskim dowcipem na odległość wielu metrów. widzę masę niesprawiedliwości, tysiące przykrych słów, wieloznacznych półuśmiechów, hektolitry łez. Sodoma i Gomora. podstawówka.


... byle zachować równowagę i się nie dać. byle nie zwariować z nadmiaru złych przeczuć. byle oddychać.
w ustach kwaśny posmak chełpliwych docinków, że ja nigdy. aż tak. nie będę. wariować. że mój chłód i opanowanie jest mi mieczem i tarczą. zachować dystans. oddychać.
przecież nigdy nie miałam być TAKĄ matką.
chłód i opanowanie. dystans.
dobre sobie...

bycie Matką jest bombą emocjonalną. jest piętnem. jest kwintesencją strachu, wyrzutów sumienia i bezsilności. jest walką ze sobą o siebie. JEST WALKĄ. z całym światem.



dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?...