czwartek, 26 marca 2015

deja vu

tadaaam. sezon oficjalnie uznaję za rozpoczęty.






odrzucałam tę natrętną muchę tak długo, aż przygwoździły mnie tropikalne 18 st. C i dziewuszkowe niebieskie spodki bulbi oculi. ukrzyżowana wielkopostnie oddałam się urokom mokrego piachu, kolejek na "łiiiiii!" [czyt. zjeżdżalni] i pierwszych zaczepek chodnikowych.

czekam z zapartym tchem na nową perspektywę. liczę ziarenka w wiaderku z nadzieją, że jednak wiek robi swoje. liczę na nó(u)ż z widelcem, może się przystosuję. może będę czerpać więcej. dawać jeszcze więcej. może w ogóle zapanuje miłość i pokój. i zdrowie.
policzyłam na palcach. dla pewności. 6 miesięcy miziania się grabkami po wypukłych czołach. pół roku podchodów do foremek. rozeznawania międzymatczynych terytoriów.

i stanęłam w słupie słońca osłupiona. jak bardzo constans jest matkowanie... osłupienie się wzmogło, gdy piaskowa śnieżka opatuliła zatuszowane milimetry rzęs i potok wylał się z serca oknami duszy.

hartuję się. nacieram się warstwą ochronną zobojętnienia i boję się, że mi się nie uda.
i boję się, że się jednak uda.
przysypuję histeryczne oznaki łopatkami w kolorach tęczy i próbuję oddychać w zwolnionym tempie. trochę tępo.






wiem, trzeba czerpać, zapamiętywać, notować. bo nie wróci.
pstrykając zdjęcia, odprawiam dzisiaj własną nowennę: niech nie wróci.

8 komentarzy:

  1. A może Anko piaskownica jest ostatnim bastionem tradycji dzieciństwa? W świecie, w którym tak wiele zmian nastało (z mojej perspektywy pół i ćwierć wiecznej) i tyle opcji do wyboru:
    a) stymulacja już od niemowlęctwa do rozwoju poszczególnych cech osobowości i intelektu, aby potomstwo mogło osiągnąć sukces w planowanym przez rodziców jeszcze przed poczęciem zawodzie prawnika/lekarza/polityka/biznesmena (niepotrzebne skreślić) - znam osobiście przykłady takiej wieloletniej, zaplanowanej i realizowanej stymulacji, poprzez dobór odpowiednich zabawek, zajęć, a potem szkół i klas.

    b) niedostarczanie żadnych bodźców od niemowlęctwa, aby rozwój przybiegał zgodnie z wyborami (?) dziecka i rozwijał tylko naturalne talenty i zdolności (jakby mogły być też talenty wyuczone?) - potem nauka w domu zamiast szkoły, albo tzw. szkoła wolna, albo demokratyczna.

    c) wiele pośrednich dróg oraz modyfikacji.

    d) wszystko jest dla ludzi :)

    Piaskownica z jej konglomeratem relacji formowanych z piasku i wokół babki wydaje mi się reliktem przeszłości.
    Ale ponieważ nie bywam, to może tylko mi się wydaje.

    Uśmiechy zostawiam, B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kochana B. :)
      Ależ ja też uważam, że piaskownica czy inna huśtawka jest dla dzieciaków świetną szkołą przepychanek "z życia wziętych". I widzę, że dla nich jest to swego rodzaju frajda. Relikt, jak najbardziej pożądany w przestrzeni miejskiej, wszystko z pkt. D.

      Jednak... Pomimo... Dla mnie to ciągle droga przez mękę :)
      Możliwe, że mam marny socjal piaskownicowy, bo byłam rozpasaną właścicielką piaskownicy przydomowej do podziału z siostrą plus bratem - kuzynem. Organizm nie nawykł do tego typu bodźców :)

      Uśmiechy, a jakże!

      Usuń
  2. w naszej piaskownicy sadzę teraz szczypiorek, sałatę, czosnek, majeranek i tymianek. Raz udała mi się ogromna bazylia....
    Ale myśli o białym piasku, łopatkach, łyżeczkach wyniesionych z domu, czasem przelatują.
    :) uśmiechy posyłam
    deja vu mam czasem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz piękną grządkę :D
      Łyżki też pamiętam. I kubki zamiast foremek.
      Prywatna piaskownica koło domu ma swój urok - zamki, które przetrwały długie noce i budowa etapami :)

      Uśmiecham się, jak najbardziej :)

      Usuń
  3. Mnie też nudziło się w piaskownicy. Tyle. Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobito.

    Puszczam Dwójkę w Saharową dżunglę i siadam w bezpiecznej odległości. Daję przetrwać.

    Gdy stają się kłopotliwi dla otoczenia (Świr) interweniuję, na szczęście z rzadka to konieczne.

    Tydzień słońca i bywania na placu co dnia, jak w paciorkach różańca cyklicznie?

    Jestem już na "Uczcie dla wron". Wiem, że wiesz, co to znaczy :).

    Plac zabaw? Jes, jes, jes! Byle zasięg wzroku i głosu. I już potem można ruszać do Westeros!

    Nigdy więcej niemowlaków. Nigdy więcej asystowania: żre już piasek? czy nie żre?.

    Niech żyje okres przedszkolny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :) okres przedszkolny. Jeszcze chwila, jeszcze dwie...

      I mówisz, że dają Ci czytać? Anioły, nie dzieci :) i nie ma tysiąca pytań do... Mama, patrz! Chodź, zobacz! I nie próbują ewakuować się za bramkę? Nie zwisają głowami w dół z czego się da? Nie szarpią się za kudły na drabinkach? Nie chcą walczyć z innymi małoletnimi na patykowe miecze / karabiny/ różdżki? Ani latać nie chcą?...
      Nie, wcale nie jestem zazdrosna... Chcesz się zamienić? :*

      Usuń

dziękuję :)