czwartek, 23 października 2014

dziewczynka

a było tak.





dawno, dawno temu, w innej czasoprzestrzeni, za borami, strumykami i z wieloma marzeniami żyła sobie całkiem obca dziewczynka.
całkiem obca była głównie sobie i pewnie Król i Królowa znali ją lepiej niż ona sama siebie.
a może wcale nie.

dziewczynka głowę miała zupełnie nieadekwatnie powiązaną z resztą anatomii i wrażenie, że nikt jej nie rozumie i nie kocha i że w ogóle. pływała sobie po różnych kałużach, człapała wespół w zespół z różnymi istotami świata równoległego jej bez specjalnej nadziei, że grom z nieba ją przydybie i oto stanie się Dziewczynką Adekwatną Do Sytuacji i Powiązaną Z Resztą Anatomii.
bez konkretów pod pasmami blond, za to z masą kajmakową różowo- błękitnych marzeń i wyobrażeń rzucało nią to tu, to tam. w przypływie nagłych natchnień z wewnątrz oraz zewnątrz dokonywała kolejnych wyborów. o dziwo, świadczących o zmyśle praktycznym!

któregoś dnia dziewczynka spotkała na mrocznej ścieżce światełko w tunelu, które okazało się być swoistym Rycerzem pomostującym kontakt ze Światem Równoległym. dziewczynka stawała się coraz bardziej adekwatna.

innego dnia okazało się, że chaos dziewczynki został zepchnięty na pobocze, a w Jedynej Właściwej Czasoprzestrzeni pojawiły się dodatkowe światełka. wszystko tak pięknie błyszczało wokół, że dziewczynka zapomniała na jakiś czas o tym, jak bardzo kiedyś była nieadekwatna.

i w końcu jeszcze innego dnia, zainspirowana pewnym brudnoczerwonym liściem spływającym z pewnego dojrzałego, pomarszczonego drzewa, udała się w zakamarki retrospekcji.
i przydybał ją grom z nieba. 
i stała się Dziewczynką Adekwatną.

bo zdała sobie sprawę z tego, że jej wychuchana masa kajmakowa przeterminowała się już w dużej części. tej znaczącej.
a oddała to tak całkiem bez wysiłku.

rażona jasnością i logiką uświadomiła sobie, że jednak nie żałuje. że można by to nazwać poświęceniem, gdyby w tym czasie wiedziała, jaką monetą przychodzi jej płacić za tylko jedną z łyżeczek kajmaku. i już teraz wie, że czasem za jedno różowe marzenie trzeba płacić tuzinem błękitnych, żeby nie zgubić sensu wybranego różu.
i jakoś jej to bardzo nie przeszkadza.
ale.





ale teraz już wie na pewno, że jest Bardzo Adekwatną Dziewczynką. trochę podobną do drzewa o brudnoczerwonych liściach.







środa, 15 października 2014

środa, 8 października 2014

kiedyś

zawsze lubiłam dzieci.
ale chyba coś mi się stało...





szła na zajęcia. wysoka blondynka, może chwilę starsza. a może przez ten wzrost dodałam jej powagi.
była już tu wcześniej, więc chętnie pokazała gdzie szatnia, sala, omówiła metody płatności i uraczyła refleksją o kadrze. miła, wesoła, bez barier komunikacyjnych, niedomówień. 
łatwo ją było lubić. 
kiedyś chętnie bym podtrzymała kontakt.
ale...

szła na zajęcia z synem. całkiem sympatycznym, ruchliwym chłopcem. 
kiedyś chętnie poszłabym z nimi na kawę i miałabym nawet frajdę z pogaduszek z małoletnim człowiekiem.
ale...





chyba coś mi się stało.
chyba już nie lubię dzieci. innych.
przeraża mnie myśl o kawie z czwartym dwunożnym krzykaczem. przeraża mnie perspektywa pogawędki pomiędzy kredkami i setną łódeczką origami.
zaszywam się w swoich dziwactwach na uboczach.

sobota, 13 września 2014

pokolenia

kulę się w napięciu. naciągam ścięgna, napinam mięśnie, powoli puszczam bańki powietrza, kontrolując ich tor lotu.
słucham szumu skrzydeł komara.

śpi.
usnęła i teraz muszę się wyplątać w gąszczu zaciśniętych palców, przerzuconych pulpetów łydek i gałgana kocyków. wiem. będzie mi tego brakowało. już zaczyna brakować.
ciekawe, czy świeżość tych wspomnień zostanie na dłużej. ciekawe na jak długo.






zaczynam się domyślać po co babciom wnuczęta...

czwartek, 4 września 2014

szary

szary kremowo - brązowy blok. 
szare pomieszczenia z pokredkowanymi ścianami, które krzyczą o warstwę koloru.
szare miętoszenie trzech par zimnych nóżek w galarecie wczesnego poranka.
szary brzozowy stół w rozgardiaszu śniadania. łaskotki na szarym zielonym dywanie i kanapie w brązowe paski.
szare przepychanki z różowym swetrem i spacer szarym dziurawym chodnikiem do przydrogiego spożywczaka.
szara pomidorówka z ryżem w białej misce z różowo - żółtą łyżką.
drzemka na szarej niebieskiej pierzynie w piórka i pobudka z płaczliwym "mama".
wędrówka w szarym jaskrawozielonym wózku do butelkowo - zielonych wrót szarego przedszkola. powrót w rejwachu szarych pogaduszek i przepychanek.
szare waniliowe jogurty z czekoladowymi płatkami i gorącą herbatą z miodem. nasiadówka pod stosem pluszowych koców przed szarymi niebieskimi Smerfami i Małym Brązowym Zajączkiem.
szare czerwone gardło i smarkate chusteczki obok ciepłego czoła.
szary harmider kolacji. szara pienista biel kąpieli, szare ręczniki w zwierzątka, szare piżamy w wielu odcieniach szarych kolorów.
szare mlaśnięcia buziaków na dobranoc i szuranie w rytm "noski - noski". szara intonacja wieczornych czytanek.
pstryczek - elektryczek. bardzo szary.
szara przytulna cisza kilku godzin przy brzozowym stole z zieloną herbatą, lampką krwistego wina i kilkoma słowami półszeptów.




szarość.
lubię jesień z powodu leniwej szarości rutyny.
zawsze wydawała mi się pełna kolorów.

piątek, 1 sierpnia 2014

wybory

bo wakacje są po to, aby w nich się zatracać i wysysać promienie, wylizywać pompowane baseny, głaskać pozdzierane strupy.

po to są, aby nie musieć. absolutnie. pozwolić sobie na zapomnienie o obiedzie i zjedzenie w zamian lodów. na nieumycie zębów i zaśnięcie w ubraniu.

są po to, aby dziergać misterne plany przez cały zimowo - roboczy czas, a potem z nich rezygnować bądź modyfikować je lawinowo.

bo to wszystko jedno, czy leje strugami, czy wypala kolejne znamiona. co by nie było - to tylko wakacyjne załamanie pogody. a w wakacje wszystko jest dobrodziejstwem, bo najważniejszy jest w nich przecież czas. dużo czasu. brak pośpiechu. wolny oddech. wolne wybory.

więc ja wybieram: składaną parasolkę. różowe okulary. nowe bikini. nowe rozstępy i dodatkowe centymetry do odsłony na plaży. wybieram nie bardzo się przejmować oponką polegującą na udach w pozycji siedzącej i praktycznym niebytem garderoby zdatnej do noszenia. wybieram wybrać nowe gry na deszczowe przed - i popołudnia i wybieram nie zapomnieć zabrać kaloszy. ewentualnie wybieram poświęcić nowe sandały w imię dobrej zabawy i uczczenia luk w pamięci.




wybieram moje Wakacje. ostatnie przed powrotem do pracy w nastepne.
bo nie wie się, co się ma, dopóki tego nie zabraknie. a jednak dosyć przykre to powiedzenie o nocniku i ręce...