a było tak.
dawno, dawno temu, w innej czasoprzestrzeni, za borami, strumykami i z wieloma marzeniami żyła sobie całkiem obca dziewczynka.
całkiem obca była głównie sobie i pewnie Król i Królowa znali ją lepiej niż ona sama siebie.
a może wcale nie.
dziewczynka głowę miała zupełnie nieadekwatnie powiązaną z resztą anatomii i wrażenie, że nikt jej nie rozumie i nie kocha i że w ogóle. pływała sobie po różnych kałużach, człapała wespół w zespół z różnymi istotami świata równoległego jej bez specjalnej nadziei, że grom z nieba ją przydybie i oto stanie się Dziewczynką Adekwatną Do Sytuacji i Powiązaną Z Resztą Anatomii.
bez konkretów pod pasmami blond, za to z masą kajmakową różowo- błękitnych marzeń i wyobrażeń rzucało nią to tu, to tam. w przypływie nagłych natchnień z wewnątrz oraz zewnątrz dokonywała kolejnych wyborów. o dziwo, świadczących o zmyśle praktycznym!
któregoś dnia dziewczynka spotkała na mrocznej ścieżce światełko w tunelu, które okazało się być swoistym Rycerzem pomostującym kontakt ze Światem Równoległym. dziewczynka stawała się coraz bardziej adekwatna.
innego dnia okazało się, że chaos dziewczynki został zepchnięty na pobocze, a w Jedynej Właściwej Czasoprzestrzeni pojawiły się dodatkowe światełka. wszystko tak pięknie błyszczało wokół, że dziewczynka zapomniała na jakiś czas o tym, jak bardzo kiedyś była nieadekwatna.
i w końcu jeszcze innego dnia, zainspirowana pewnym brudnoczerwonym liściem spływającym z pewnego dojrzałego, pomarszczonego drzewa, udała się w zakamarki retrospekcji.
i przydybał ją grom z nieba.
i stała się Dziewczynką Adekwatną.
bo zdała sobie sprawę z tego, że jej wychuchana masa kajmakowa przeterminowała się już w dużej części. tej znaczącej.
a oddała to tak całkiem bez wysiłku.
rażona jasnością i logiką uświadomiła sobie, że jednak nie żałuje. że można by to nazwać poświęceniem, gdyby w tym czasie wiedziała, jaką monetą przychodzi jej płacić za tylko jedną z łyżeczek kajmaku. i już teraz wie, że czasem za jedno różowe marzenie trzeba płacić tuzinem błękitnych, żeby nie zgubić sensu wybranego różu.
i jakoś jej to bardzo nie przeszkadza.
ale.
ale teraz już wie na pewno, że jest Bardzo Adekwatną Dziewczynką. trochę podobną do drzewa o brudnoczerwonych liściach.
czwartek, 23 października 2014
środa, 15 października 2014
niedziela, 12 października 2014
środa, 8 października 2014
kiedyś
zawsze lubiłam dzieci.
ale chyba coś mi się stało...
szła na zajęcia. wysoka blondynka, może chwilę starsza. a może przez ten wzrost dodałam jej powagi.
była już tu wcześniej, więc chętnie pokazała gdzie szatnia, sala, omówiła metody płatności i uraczyła refleksją o kadrze. miła, wesoła, bez barier komunikacyjnych, niedomówień.
łatwo ją było lubić.
kiedyś chętnie bym podtrzymała kontakt.
ale...
szła na zajęcia z synem. całkiem sympatycznym, ruchliwym chłopcem.
kiedyś chętnie poszłabym z nimi na kawę i miałabym nawet frajdę z pogaduszek z małoletnim człowiekiem.
ale...
chyba coś mi się stało.
chyba już nie lubię dzieci. innych.
przeraża mnie myśl o kawie z czwartym dwunożnym krzykaczem. przeraża mnie perspektywa pogawędki pomiędzy kredkami i setną łódeczką origami.
zaszywam się w swoich dziwactwach na uboczach.
ale chyba coś mi się stało...
szła na zajęcia. wysoka blondynka, może chwilę starsza. a może przez ten wzrost dodałam jej powagi.
była już tu wcześniej, więc chętnie pokazała gdzie szatnia, sala, omówiła metody płatności i uraczyła refleksją o kadrze. miła, wesoła, bez barier komunikacyjnych, niedomówień.
łatwo ją było lubić.
kiedyś chętnie bym podtrzymała kontakt.
ale...
szła na zajęcia z synem. całkiem sympatycznym, ruchliwym chłopcem.
kiedyś chętnie poszłabym z nimi na kawę i miałabym nawet frajdę z pogaduszek z małoletnim człowiekiem.
ale...
chyba coś mi się stało.
chyba już nie lubię dzieci. innych.
przeraża mnie myśl o kawie z czwartym dwunożnym krzykaczem. przeraża mnie perspektywa pogawędki pomiędzy kredkami i setną łódeczką origami.
zaszywam się w swoich dziwactwach na uboczach.
sobota, 13 września 2014
pokolenia
kulę się w napięciu. naciągam ścięgna, napinam mięśnie, powoli puszczam bańki powietrza, kontrolując ich tor lotu.
słucham szumu skrzydeł komara.
śpi.
usnęła i teraz muszę się wyplątać w gąszczu zaciśniętych palców, przerzuconych pulpetów łydek i gałgana kocyków. wiem. będzie mi tego brakowało. już zaczyna brakować.
ciekawe, czy świeżość tych wspomnień zostanie na dłużej. ciekawe na jak długo.
zaczynam się domyślać po co babciom wnuczęta...
słucham szumu skrzydeł komara.
śpi.
usnęła i teraz muszę się wyplątać w gąszczu zaciśniętych palców, przerzuconych pulpetów łydek i gałgana kocyków. wiem. będzie mi tego brakowało. już zaczyna brakować.
ciekawe, czy świeżość tych wspomnień zostanie na dłużej. ciekawe na jak długo.
zaczynam się domyślać po co babciom wnuczęta...
czwartek, 4 września 2014
szary
szary kremowo - brązowy blok.
szare pomieszczenia z pokredkowanymi ścianami, które krzyczą o warstwę koloru.
szare miętoszenie trzech par zimnych nóżek w galarecie wczesnego poranka.
szary brzozowy stół w rozgardiaszu śniadania. łaskotki na szarym zielonym dywanie i kanapie w brązowe paski.
szare przepychanki z różowym swetrem i spacer szarym dziurawym chodnikiem do przydrogiego spożywczaka.
szara pomidorówka z ryżem w białej misce z różowo - żółtą łyżką.
drzemka na szarej niebieskiej pierzynie w piórka i pobudka z płaczliwym "mama".
wędrówka w szarym jaskrawozielonym wózku do butelkowo - zielonych wrót szarego przedszkola. powrót w rejwachu szarych pogaduszek i przepychanek.
szare waniliowe jogurty z czekoladowymi płatkami i gorącą herbatą z miodem. nasiadówka pod stosem pluszowych koców przed szarymi niebieskimi Smerfami i Małym Brązowym Zajączkiem.
szare czerwone gardło i smarkate chusteczki obok ciepłego czoła.
szary harmider kolacji. szara pienista biel kąpieli, szare ręczniki w zwierzątka, szare piżamy w wielu odcieniach szarych kolorów.
szare mlaśnięcia buziaków na dobranoc i szuranie w rytm "noski - noski". szara intonacja wieczornych czytanek.
pstryczek - elektryczek. bardzo szary.
szara przytulna cisza kilku godzin przy brzozowym stole z zieloną herbatą, lampką krwistego wina i kilkoma słowami półszeptów.
szarość.
lubię jesień z powodu leniwej szarości rutyny.
zawsze wydawała mi się pełna kolorów.
szare pomieszczenia z pokredkowanymi ścianami, które krzyczą o warstwę koloru.
szare miętoszenie trzech par zimnych nóżek w galarecie wczesnego poranka.
szary brzozowy stół w rozgardiaszu śniadania. łaskotki na szarym zielonym dywanie i kanapie w brązowe paski.
szare przepychanki z różowym swetrem i spacer szarym dziurawym chodnikiem do przydrogiego spożywczaka.
szara pomidorówka z ryżem w białej misce z różowo - żółtą łyżką.
drzemka na szarej niebieskiej pierzynie w piórka i pobudka z płaczliwym "mama".
wędrówka w szarym jaskrawozielonym wózku do butelkowo - zielonych wrót szarego przedszkola. powrót w rejwachu szarych pogaduszek i przepychanek.
szare waniliowe jogurty z czekoladowymi płatkami i gorącą herbatą z miodem. nasiadówka pod stosem pluszowych koców przed szarymi niebieskimi Smerfami i Małym Brązowym Zajączkiem.
szare czerwone gardło i smarkate chusteczki obok ciepłego czoła.
szary harmider kolacji. szara pienista biel kąpieli, szare ręczniki w zwierzątka, szare piżamy w wielu odcieniach szarych kolorów.
szare mlaśnięcia buziaków na dobranoc i szuranie w rytm "noski - noski". szara intonacja wieczornych czytanek.
pstryczek - elektryczek. bardzo szary.
szara przytulna cisza kilku godzin przy brzozowym stole z zieloną herbatą, lampką krwistego wina i kilkoma słowami półszeptów.
szarość.
lubię jesień z powodu leniwej szarości rutyny.
zawsze wydawała mi się pełna kolorów.
piątek, 1 sierpnia 2014
wybory
bo wakacje są po to, aby w nich się zatracać i wysysać promienie, wylizywać pompowane baseny, głaskać pozdzierane strupy.
po to są, aby nie musieć. absolutnie. pozwolić sobie na zapomnienie o obiedzie i zjedzenie w zamian lodów. na nieumycie zębów i zaśnięcie w ubraniu.
są po to, aby dziergać misterne plany przez cały zimowo - roboczy czas, a potem z nich rezygnować bądź modyfikować je lawinowo.
bo to wszystko jedno, czy leje strugami, czy wypala kolejne znamiona. co by nie było - to tylko wakacyjne załamanie pogody. a w wakacje wszystko jest dobrodziejstwem, bo najważniejszy jest w nich przecież czas. dużo czasu. brak pośpiechu. wolny oddech. wolne wybory.
więc ja wybieram: składaną parasolkę. różowe okulary. nowe bikini. nowe rozstępy i dodatkowe centymetry do odsłony na plaży. wybieram nie bardzo się przejmować oponką polegującą na udach w pozycji siedzącej i praktycznym niebytem garderoby zdatnej do noszenia. wybieram wybrać nowe gry na deszczowe przed - i popołudnia i wybieram nie zapomnieć zabrać kaloszy. ewentualnie wybieram poświęcić nowe sandały w imię dobrej zabawy i uczczenia luk w pamięci.
wybieram moje Wakacje. ostatnie przed powrotem do pracy w nastepne.
bo nie wie się, co się ma, dopóki tego nie zabraknie. a jednak dosyć przykre to powiedzenie o nocniku i ręce...
po to są, aby nie musieć. absolutnie. pozwolić sobie na zapomnienie o obiedzie i zjedzenie w zamian lodów. na nieumycie zębów i zaśnięcie w ubraniu.
są po to, aby dziergać misterne plany przez cały zimowo - roboczy czas, a potem z nich rezygnować bądź modyfikować je lawinowo.
bo to wszystko jedno, czy leje strugami, czy wypala kolejne znamiona. co by nie było - to tylko wakacyjne załamanie pogody. a w wakacje wszystko jest dobrodziejstwem, bo najważniejszy jest w nich przecież czas. dużo czasu. brak pośpiechu. wolny oddech. wolne wybory.
więc ja wybieram: składaną parasolkę. różowe okulary. nowe bikini. nowe rozstępy i dodatkowe centymetry do odsłony na plaży. wybieram nie bardzo się przejmować oponką polegującą na udach w pozycji siedzącej i praktycznym niebytem garderoby zdatnej do noszenia. wybieram wybrać nowe gry na deszczowe przed - i popołudnia i wybieram nie zapomnieć zabrać kaloszy. ewentualnie wybieram poświęcić nowe sandały w imię dobrej zabawy i uczczenia luk w pamięci.
wybieram moje Wakacje. ostatnie przed powrotem do pracy w nastepne.
bo nie wie się, co się ma, dopóki tego nie zabraknie. a jednak dosyć przykre to powiedzenie o nocniku i ręce...
Subskrybuj:
Posty (Atom)