atakuje z każdej strony i ciąga po kątach. tarza mną po podłodze. chlusta mi w twarz obelgą z zakamarków szaf.
czasami ledwo mogę się otrząsnąć.
dzisiaj szczerze nienawidzę tego mieszkania.
maciupkie, zbyt małe dla pięciu.
potykamy się o siebie, depczemy po palcach, zębami jedziemy po ścianach... mam wrażenia, że prawie jesteśmy wypchnięci za drzwi.
robię strategiczny przelot: co ałt, co niezbędne... i kapituluję z jedną parą śpiochów, dwiema bluzkami i czapką. zabawki już dawno przebrane, zostały najdroższe sercu i najczęściej używane. ciuchów jest na styk, byle od prania do prania.
w korytarzu wieczny mebel: suszarka. moje oczko w głowie, niemy wyrzut sumienia ciągle dopominający się atencji.
niespodzianki czają się wszędzie: w pralce- lego, w ziemniakach- kredki, w garnkach- skarpetki, pod łóżkami... wolę nie zaglądać...
... kocham góry... nie muszę wyjeżdżać, bo mam je w zasięgu oka na co dzień...
... morze też kocham... zmywarka się popsuła- wakacje nad wodą zaliczone tym razem w zlewie...
więc ja dziś tupię nogą. bo ja dziś mam dość. przestałam ogarniać i nawet nie chce mi się próbować. bo ja dzisiaj chcę to miejsce wymienić na lepszy model. żeby się nie udusić.
od jutra znów spróbuję wziąć się za bary z rozlazłym po meblach kurzem, z piaskiem na dywanie zabawimy się w chowanego i kolejną partię maślanych ubranek wrzucę jak chomika w kołowrotek pralki. od jutra znów będę się fitnesować w ciągłych skłonach i przysiadach do piłek, kulek, autek, klocków. od jutra.
ale dziś usilnie powtarzam sobie przez cały dzień: "JEST fantastycznie!". musi być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję :)