poniedziałek, 10 lutego 2014

lustro

jest przed i po. może jest jeszcze jedno "po", od ery wnucząt? się okaże... Mama mówi, że jest.
ale teraz widzę to tak, jakbym stała po drugiej stronie lustra. jak jakaś pieprzona Alicja.
nie mogę się pozbyć tego dystansu. "przed" tego nie było.

coś mnie ściska, jak widzę młodych- szczęśliwych, klepiących się po wspólnym brzuszku. "nie możemy się doczekać". ona nie może się doczekać coraz bardziej. bo rano coś kręci w okolicach żołądka. bo zasypia o 19, mimo że zaparła się obejrzeć film o 20. bo ten kręgosłup trzyma mocno przy ziemi, a nogi- balerony nie pasują w te nowe buty ze sznurówkami, do których i tak nie da się schylić. i ta cukrzyca z dietą. i te odleżyny na boczkach. i te kurtki zimowe paskudy. i te schody. i pasy w samochodzie. i... naprawdę nie można się doczekać...

nie cierpię tych dysonansów i pewnej schizofrenii, która pojawiła się odkąd te dwie krechy. przez wiele lat (a może do końca życia?...) zawsze razem śmiech i łzy, szaleństwo radości i ciemna deprecha, "dzieci bawcie się" i "ciszej", kocham to życie i żałuję...
i to spojrzenie na siebie z gdzieś obok. i ciągła walka: nie krzycz, więcej energii, uśmiechaj się, uśmiechaj, NIE KRZYCZ!

stoję po drugiej stronie i przyglądam się, jak się cieszą. i przypominam sobie, że też się cieszyłam, za każdym razem. i wiem, że oni nie wiedzą, że im się właśnie jeden świat kończy i zaczyna drugi. takie to ładne, ta nieświadomość, błogi spokój oczekiwania.

"po" jest już świadoma decyzja, że jednak wybieram te dobre okruchy. te małe paluszki na moim wielkim, te uśmiechy z kilkoma zębami, te nocne pobudki z potworami pod łóżkiem, te przepychanki słowne i nowe żarty, "mamo, zobacz...", "mamo, chodź...".

można przymknąć oko. na siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję :)