piątek, 7 marca 2014

towar deficytowy

mam taki obrazek w głowie z okresu nastu lat: 
zamknięta w swoim pokoju, dwukasetowiec podpięty sposobem domowym do wzmacniacza adaptera mojej Mamy z epoki jej studiów, szyba w drzwiach do pokoju trochę drży od nadmiaru decybeli. 
GŁOŚNO.
jak ja kochałam się w tym mrowieniu na karku, w tym wsłuchiwaniu się w dźwięki, klimat... GŁOŚNO...





na "dzień dobry" macierzyństwa dostałam RODZEŃSTWO. to jest klu problemu. 
bo rodzeństwo się kłóci.
rodzeństwo jak śpiewa, to razem i najczęściej z konkursem "kto głośniej". 
rodzeństwo jak mówi, to symultanicznie.
rodzeństwo w płaczu jest b. empatyczne.
a kiedy jedno łapie oddech, drugie nadrabia zaległości.
dużo, często, ciągle.

cisza jest w tym domu towarem deficytowym; wręcz stała się złowroga. w ciszy dzieją się złe rzeczy. 
w ciszy dziesiątki rolek papieru toaletowego lądują w wc. 
w ciszy laptop uruchamia tysiące aplikacji, o których istnieniu sam chyba nie wiedział. 
w ciszy telefon kupuje nowe gry i fejsbukuje.
w ciszy stado żuczków nocuje pod poduszką.
w ciszy otwierają się na oścież okna na dziesiątym piętrze. 
w ciszy robią się kanapki ostrym nożem. 
w ciszy żyletki tną palce, a bombki są testowane organoleptycznie na okoliczność podwieczorka.

teraz wiem, że przez najbliższe x lat niepostrzeżenie pojęcie ciszy nabrało innego wymiaru.





szukam teraz cichych minut i delektuję się każdą. wsłuchuję się w brak dźwięków i jest to dla mnie objawieniem, że można słyszeć ciszę.
i wiem, że tej ciszy będę jeszcze kiedyś miała po dziurki w pomarszczonym nosie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję :)