niedziela, 27 kwietnia 2014

zdjęcia

kiedyś tego nie doceniałam. kiedyś miałam serdecznie dość. wtrącania się, dopytywania, chęci pomocy przy każdej błahostce, kręcenia nosem na pomysły własne. jako nastoletnia gówniara przeszłam sobie przez bunt z przytupem czarnego doła. jako studentka zatańczyłam z "wolnością" i poszukiwaniem najdalszej dostępnej przestrzeni.

jako matka ze stażem i żona z rozstępem i nerwem na wodzy buduję chałupę 200m od budynku X, bez ogrodzenia. ze wspólną bramą.

bo może i wolałabym, żeby to było w lesie, żeby czuć zapach sosny i jagód. bo może wolałabym nie czytać z tej podniesionej brwi i lakonicznie przeciągniętej samogłoski. może wolałabym nie wojować "na słówka" dziesięć razy dziennie. może rzeczywiście wolałabym jeszcze kilka innych rzeczy.
ale...

ale kto lepiej nauczy moje dzieci grać w siatkę? kto zrobi lepsze mielone z sałatą ze śmietaną na słodko? kto poda im bułę z masłem w brudne, styrane rowerem i piaskownicą łapska, tak żebym nie widziała (a wiem, że taka smakuje najlepiej, bo sama żarłam jak opętana w dzieciństwie)? kto będzie czekał na nas z ciepłym obiadem, kiedy wrócimy z wojaży wakacyjnych? kto bez słowa wyczyta z mojej podniesionej brwi i lakonicznie przeciągniętej samogłoski, że mi się obiad przypalił? a jak mi już nie starczy czasu czy cierpliwości, to kto mi da ten spokój ducha, że są jeszcze inne uszy, które skarg wysłuchają i są jeszcze inne ręce, które utulą żal do rodzicielki?
jest tak wiele "ale".

w okresie idealizmów nie sądziłam, że kiedykolwiek taki kompromis będzie mi tak bardzo na rękę. i że będę jeszcze dążyła do sąsiedztwa kąśliwych żarcików i maślanych oczu.
a ponoć z rodziną to najlepiej na zdjęciach się wychodzi... ja tam akurat na zdjęciach wychodzę słabo. może na szczęście :)






wyciskacz łez:



8 komentarzy:

  1. Cudnie. Dwieście metrów to całe hektary:) Ja się wybudowałam o dziesięć mniej więcej. Refleksje te same. Czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. 10m! z okien pewnie można sobie machać i wołać się na kawki bez wychodzenia na dwór :) świetnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet podsłuchiwać kłótnie małżeńskie:) Bo z teściami mieszka i moja siostra z bratem męża:) Taka konfiguracja.

      Usuń
    2. To macie zakręcony układ :) u nas będzie jeszcze moja babcia na podwórku, a za siatką wujek. Reszta też tak blisko, ze w sumie mieścina należy do nas ;)

      Usuń
  3. A więc już niedługo przybędzie kurzu do sprzątania, podłogi do odkurzania, kafelków do wypucowania... ale to nic. Bo nic tak nie zabija miłości, jak brak miejsca odosobnienia oddechów, spojrzeń i myśli. Ja w pokoju z kuchnią (38m2) z jednym dz i jednym mężem, przez 15 lat. Co najmniej o 13 lat za długo w ciasnocie. A sąsiedztwo rodziny może być super. B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 38m2?! Serio?! Ale przeżyliście jakimś cudem ;)
      Mi też się wydaje, że co za blisko, to niezdrowo. Trzeba mieć jakąś przestrzeń, bo czasem o rękoczyny nietrudno.
      Swoją drogą, mam wrażenie, że paradoksalnie tego sprzątania będzie trochę mniej. Każda rzecz w końcu będzie miała swoje miejsce i uniknie się stert, z którymi nie wiadomo co zrobić. Mnie zabija teraz tłok nie osobowy, ale materialny. Mam nadzieję, że ten kurz rozejdzie się jednak po kościach :)

      Usuń
    2. Do rękoczynów nigdy nie doszło, ale do gęboczynów, a jakże. Pomimo - przeżyliśmy. Kiedyś, to znaczy kiedy wychodziłam za mąż, zapewniałam, że nawet w psiej budzie, byle z Tobą Kochany... Potem "buda" jednak za mała była dla naszej trójki i psa - bo o nim zapomniałam.Przestrzeń życiowa niezbędna jest do ... życia. Więc szybkiego spełnienia marzeń - przestrzeni przybywaj! Beata

      Usuń

dziękuję :)