poniedziałek, 7 kwietnia 2014

... bez tytułu było...

znikam czasem.
czasem, niestety, uda mi się wziąć do ręki książkę. staram się tego nie robić przed etapem "sprzątanie generalne" (bo wiosna, Wielkanoc i ogólny syf po schorowanej zimie), bo wiem, że potem będę musiała tę słabość odpokutować. ale jednak. ciężko się czasem oprzeć.

i wzięłam.
dom w strzępach, obiad byle szybko, wszystko byle szybko, byle włączyć tv gromadzie. jedna ręka ciągle przyklejona do stron. i już wiem, że dopóki nie skończę, będę improwizować z codzienną zabawą w dom.
pisząc te słowa, zerkam niespokojnie na kolejną stronę. i na zegarek. bo czasu przecież tak mało, a wstać wcześnie trzeba. a ja nie wiem, co będzie dalej i szkoda każdej minuty na cokolwiek innego.

... no, może akurat w tym przypadku wiem, co będzie, ale nie pamiętam za dobrze. podczytuję "Przeminęło z wiatrem" i jestem tak przyjemnie zaskoczona stylem, słowem, tempem, że z nowym zapałem przypominam sobie starą opowieść. czasem dobrze przeczytać pewne rzeczy "za jakiś czas" i spojrzeć z nowej perspektywy nowych doświadczeń.

mimo wszystkich późniejszych bitew porządkowo- kulinarnych ( w języku fb): lubię to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję :)