jest tak wiele rzeczy, których chciałabym się nauczyć.
tyle rzeczy, które chciałabym zrobić.
tyle miejsc, które bym chciała odwiedzić.
tyle rytuałów, o których marzę, żeby mi "weszły w krew", bo dzięki temu nie zauważam pracy w nie włożonej, a przyjemniej się żyje.
aż przeraża mnie myśl, że mi nie starczy na to życia, bo jedna sprawa może ciągnąć się w nieskończoność. jeden proces pociąga za sobą kolejny, a trzeba w to wpleść jeszcze pewną rutynę dnia i mieć jeszcze siły na nieirytowanie się głupstwami.
zabijam się powtarzaniem sobie w myśli: ciesz się tym, co masz. spokojniej. jeszcze wszystkiego zdążysz spróbować.
i co z tego, kiedy mi się wydaje, że mi ucieka wszystko między palcami. i boję się, że w końcu przestanę się cieszyć, bo będę czekać na kolejne. a potem na kolejne, zanim jeszcze poprzedni plan wejdzie w życie.
już wiem, że doba JEST za krótka. a spać też trzeba. ale tylko czasami.
ale cieszy mnie ten pęd. jeszcze jakiś czas temu byłam w jakimś otępieniu, wykonując mechanicznie coś tam mniej lub bardziej znaczącego.
teraz, kiedy gospodaruję się w czterech mikro kątach, nagle wyrywam się do rzeczy, o które bym się nie podejrzewała za czasów latania z wywieszonym jęzorem. i urzeczywistniam powoli pomysły sprzed lat.
obym nigdy nie straciła zapału.
to jest niebanalne w rodzicielstwie :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie zgłębiłam głębi tego zjawiska, ale może to jest tak, że podczas fizycznej orki domowej, również nie zwalniamy głowy z pracy? i ona wyjeżdża z niesamowitymi pomysłami. ha, to ci zagwozdka :)
Usuńi dziękuję za odwiedziny :)
Wydaje mi się, że to jest geometria - wraz ze wzrostem dzieci przybywa czasu i uwagi dla siebie. Staram się nie mówić sobie: ciesz się tym co masz - tylko zatrzymuję na tym myśl i to robię. Nie pozwalam odciągnąć uwagi od tego co cieszy. Kiedy zza chmury wychodzi słońce i i jego ciepło rozleje się po mojej twarzy skupiam się tylko na tym zmysłowym doznaniu.Choćby przez dwie minuty, ale tylko to. Odpędzam każdą myśl, która od razu konkuruje z moim oddaniem się radości. A kiedy coś wywołuje jakieś niefajne uczucie zaraz pytam siebie: czego ci potrzeba, czego ci brak. Szkoda, że tego nie umiałam, kiedy walczyłam z pieluchami. Czyli w prehistorycznych czasach bezcybernetycznych.
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy wpisuje komentarz mam wyrzuty sumienia, że zabieram Ci czas, którego i tak mało. Beata
A skąd :) ja mam mnóstwo czasu do żonglowania ;)
UsuńKażdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny, bo to zawsze okazja do wymiany informacji, doświadczeń, poglądów. A ja się lubię uczyć :) dziękuję.
Jak najbardziej jestem "za" łapaniem momentów. Oby jak najczęściej się udawało.