dla Te.
piękny letni dzień. koczujemy całą wesołą ferajną u Dziadków już kolejny dzień/ tydzień. sielsko- anielsko.
zbliża się pora pobudki Te i nawet słychać dochodzące z góry popiski. ponownie zapada cisza.
... pewno dosypia...
sama jestem. prażę brzuch baterią laptopa, syczę na zimnej terakocie kuchni.
starsze dzieciostwo poszło w piach, w trawę, w grajdołki i inne uciechy wakacyjnej niedoli. Dziadki poszli w ogród, w garaż, ew. w tango grillowe. Jot poszedł w orkę robotogodzin rano, a kiedy powróci- nie wiadomo...
a jednak, pobudka się odbyła i ponownie dochodzą popiski. przybierają na sile, więc i ja się silę na walkę z grawitacją. udało się, już sunę. schody zaliczam rześko i raźno naciskam klamkę, gotowa na kolejne porcje przytulasów, miziań i łaskotek.
i właśnie wtedy, wpół kroku, wpół uśmiechu: stop- katka. obrazek.
w brązowych paluszkach jednej łapki- rozwarta na oścież pieluszka dokumentująca sprawny fizjologiczny proces młodych jelit.
pozostałe 5 palców drugiej kończyny górnej niecierpliwie "kolorujące" na zdrowy brąz pozostałe granatowe przebłyski łóżeczka turystycznego.
kołdra, poduszka, prześcieradło, obie pęciny, koszulka, brzuch- w żywych odcieniach kasztanowo- musztardowych.
i ta mordka... jedynie dwie błękitne żarówki świecą kolorem danym przez Matkę Naturę.
... opary wciskającego się w nozdrza zapachu świeżego kompostownika...
... apogeum: dojmujący odruch żucia, soczyste mlaśnięcia...
w takich sytuacjach zawsze wolno rozkręca mi się kontakt logiczno- słowny... yyyy... czekaj... o, matko... eeee... ?!!!... &@#%#$ (czyt. jasna Anielciu!)... NIE!!!...
na finiszu obie brałyśmy prysznic. z myciem łepetyn włącznie.
wniosek: homo sapiens są jednak wszystkożerni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję :)