a było tak.
dawno, dawno temu, w innej czasoprzestrzeni, za borami, strumykami i z wieloma marzeniami żyła sobie całkiem obca dziewczynka.
całkiem obca była głównie sobie i pewnie Król i Królowa znali ją lepiej niż ona sama siebie.
a może wcale nie.
dziewczynka głowę miała zupełnie nieadekwatnie powiązaną z resztą anatomii i wrażenie, że nikt jej nie rozumie i nie kocha i że w ogóle. pływała sobie po różnych kałużach, człapała wespół w zespół z różnymi istotami świata równoległego jej bez specjalnej nadziei, że grom z nieba ją przydybie i oto stanie się Dziewczynką Adekwatną Do Sytuacji i Powiązaną Z Resztą Anatomii.
bez konkretów pod pasmami blond, za to z masą kajmakową różowo- błękitnych marzeń i wyobrażeń rzucało nią to tu, to tam. w przypływie nagłych natchnień z wewnątrz oraz zewnątrz dokonywała kolejnych wyborów. o dziwo, świadczących o zmyśle praktycznym!
któregoś dnia dziewczynka spotkała na mrocznej ścieżce światełko w tunelu, które okazało się być swoistym Rycerzem pomostującym kontakt ze Światem Równoległym. dziewczynka stawała się coraz bardziej adekwatna.
innego dnia okazało się, że chaos dziewczynki został zepchnięty na pobocze, a w Jedynej Właściwej Czasoprzestrzeni pojawiły się dodatkowe światełka. wszystko tak pięknie błyszczało wokół, że dziewczynka zapomniała na jakiś czas o tym, jak bardzo kiedyś była nieadekwatna.
i w końcu jeszcze innego dnia, zainspirowana pewnym brudnoczerwonym liściem spływającym z pewnego dojrzałego, pomarszczonego drzewa, udała się w zakamarki retrospekcji.
i przydybał ją grom z nieba.
i stała się Dziewczynką Adekwatną.
bo zdała sobie sprawę z tego, że jej wychuchana masa kajmakowa przeterminowała się już w dużej części. tej znaczącej.
a oddała to tak całkiem bez wysiłku.
rażona jasnością i logiką uświadomiła sobie, że jednak nie żałuje. że można by to nazwać poświęceniem, gdyby w tym czasie wiedziała, jaką monetą przychodzi jej płacić za tylko jedną z łyżeczek kajmaku. i już teraz wie, że czasem za jedno różowe marzenie trzeba płacić tuzinem błękitnych, żeby nie zgubić sensu wybranego różu.
i jakoś jej to bardzo nie przeszkadza.
ale.
ale teraz już wie na pewno, że jest Bardzo Adekwatną Dziewczynką. trochę podobną do drzewa o brudnoczerwonych liściach.
Bajka trafia do mnie - póki co, strzeliło w podświadomość.
OdpowiedzUsuńDo poniedziałku MUSZĘ się odkopać spod lawiny zaległości, która spadła znów na otumaniony mój łeb Niezaradny.
Wtedy zacznę dumać nad metaforyką, mową kolorów, dokonam interpretacji sracji. A mając Cię tu na podorędziu, ucapię i będę nękać pytaniami, czy trafiłam w to, co autor ma na myśli.
Albo nie.
Wrócę. I dalej będę dumać. Bez zabaw w odgadywanie. Czuć ten wpis będę - dalej.
I chyba starczy.
Czuj, czuj. Czuwaj. Jak to mawiają doświadczone ośmiolatki w gęstych lasach nad jeziorami :)
UsuńCzucie, mimo wszystko, to podstawa.
Ciarki, ciarki, ciarki. Jak jest literatura, są i ciarki.
OdpowiedzUsuńO mało się przez Ciebie twarożkiem śniadaniowym z rzodkiewką nie udławiłam z wrażenia. Bo się jak zwykle wiele spodziewałam, ale żeby aż tyle?!!! W jednym wpisie?!!! Zabić mnie chcesz chyba.
Dzięki!
Zabić nigdy w życiu! A kto mi będzie lidlowe trendy podrzucał? Albo mega szybki przepis gulaszowy?! :)
UsuńAle ciarki są całkiem przyjemne. A już ciarki z twarożkiem, to dopiero rarytas. Tym bardziej mi miło :D dzięki wielkie!
Ja bym się interpretować nie podejmowała. Ja bym się tylko domyślać mogła, które to te błękitne, a które różowe. Współ-czuję. To też o mnie.
UsuńA wiesz, że nawet sobie o Tobie myślałam w ramach tego współ-czucia? Bo trochę tak podejrzewałam :)
UsuńI tym mocniej trzymam kciuki :)
wow :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńWow to ja robię przy Twoich pracach :) więc serio, Dziękuję.