wtorek, 25 lutego 2014

m2

zżera mnie. 
atakuje z każdej strony i ciąga po kątach. tarza mną po podłodze. chlusta mi w twarz obelgą z zakamarków szaf.
czasami ledwo mogę się otrząsnąć.

dzisiaj szczerze nienawidzę tego mieszkania.

maciupkie, zbyt małe dla pięciu. 
potykamy się o siebie, depczemy po palcach, zębami jedziemy po ścianach... mam wrażenia, że prawie jesteśmy wypchnięci za drzwi.

robię strategiczny przelot: co ałt, co niezbędne... i kapituluję z jedną parą śpiochów, dwiema bluzkami i czapką. zabawki już dawno przebrane, zostały najdroższe sercu i najczęściej używane. ciuchów jest na styk, byle od prania do prania.
w korytarzu wieczny mebel: suszarka. moje oczko w głowie, niemy wyrzut sumienia ciągle dopominający się atencji.
niespodzianki czają się wszędzie: w pralce- lego, w ziemniakach- kredki, w garnkach- skarpetki, pod łóżkami... wolę nie zaglądać...

... kocham góry... nie muszę wyjeżdżać, bo mam je w zasięgu oka na co dzień...
... morze też kocham... zmywarka się popsuła- wakacje nad wodą zaliczone tym razem w zlewie...


więc ja dziś tupię nogą. bo ja dziś mam dość. przestałam ogarniać i nawet nie chce mi się próbować. bo ja dzisiaj chcę to miejsce wymienić na lepszy model. żeby się nie udusić.

od jutra znów spróbuję wziąć się za bary z rozlazłym po meblach kurzem, z piaskiem na dywanie zabawimy się w chowanego i kolejną partię maślanych ubranek wrzucę jak chomika w kołowrotek pralki. od jutra znów będę się fitnesować w ciągłych skłonach i przysiadach do piłek, kulek, autek, klocków. od jutra.

ale dziś usilnie powtarzam sobie przez cały dzień: "JEST fantastycznie!". musi być.



środa, 12 lutego 2014

było sobie życie...

pamiętam jak dziś. małe migawki, które nie straciły nic ze swojej ostrości.

1. wtorek. połowa lipca. ciemno już.
Jot wchodzi i tak bez "dzień dobry": - a może zrób test?
i ja na niego z impetem, że osioł, że jak on mi może w takiej chwili, przecież ja jutro mam poprawkę(pamiętam, że z patomorfy), USTNĄ!!! (czyt. wolałabym w kamieniołomach albo groch z makiem przebierać).
ale rzucił chwastem. i zrobiłam.

i ta poprawka do tej pory mi ością w gardle, bo żeby aż taką kretynkę z siebie zrobić...

2. taras u Rodziców. kawka po obiedzie. czas leniwy do granic (gdybym ja wtedy wiedziała... może bardziej bym celebrowała...). skwar.
Tata: - a może będą bliźniaki? :)
wszyscy w śmiech. - nie gadaj głupot, ja już wszystkie "czynniki ryzyka" sprawdziłam. Nauka mówi, że nie, a Nauka nie może się mylić! KROPKA. end of discussion.

3. sierpień. 7Hbd. USG Nr uno. pierwsze w życiu aż tak ważne.
miła p. Dr. miły gabinet.

- o. no, to gratuluję. będą bliźniaki. :)

i to pamiętam chyba najżywiej. nigdy (jak dotąd) nikt ani nic mnie tak nie ścięło.
pamiętam, że usłyszałam te dwa bicia serca; że zobaczyłam dwie kropki; ale uwierzyłam dopiero, kiedy nie umiałam uspokoić dwóch wrzasków.

end of discussion... ha.

4. piątek po wypisie. 
Jot poszedł po coś do jedzenia.
cisza... śpią... śpią?... 
niemożliwe, żeby było tak cicho. przecież ciągle wyły, a teraz nic nie słychać... na pewno oddychają?

ta... zawsze się śmiałam z tych histerii...

Jot wrócił. stoję w morzu łez i oceanie rozpaczy.
- co jest?
- bo jest tak cicho...

potem mi to wypominał przez lata. ale z hormonami nie wygrasz.








bo jednak plany sobie a życie sobie.




poniedziałek, 10 lutego 2014

lustro

jest przed i po. może jest jeszcze jedno "po", od ery wnucząt? się okaże... Mama mówi, że jest.
ale teraz widzę to tak, jakbym stała po drugiej stronie lustra. jak jakaś pieprzona Alicja.
nie mogę się pozbyć tego dystansu. "przed" tego nie było.

coś mnie ściska, jak widzę młodych- szczęśliwych, klepiących się po wspólnym brzuszku. "nie możemy się doczekać". ona nie może się doczekać coraz bardziej. bo rano coś kręci w okolicach żołądka. bo zasypia o 19, mimo że zaparła się obejrzeć film o 20. bo ten kręgosłup trzyma mocno przy ziemi, a nogi- balerony nie pasują w te nowe buty ze sznurówkami, do których i tak nie da się schylić. i ta cukrzyca z dietą. i te odleżyny na boczkach. i te kurtki zimowe paskudy. i te schody. i pasy w samochodzie. i... naprawdę nie można się doczekać...

nie cierpię tych dysonansów i pewnej schizofrenii, która pojawiła się odkąd te dwie krechy. przez wiele lat (a może do końca życia?...) zawsze razem śmiech i łzy, szaleństwo radości i ciemna deprecha, "dzieci bawcie się" i "ciszej", kocham to życie i żałuję...
i to spojrzenie na siebie z gdzieś obok. i ciągła walka: nie krzycz, więcej energii, uśmiechaj się, uśmiechaj, NIE KRZYCZ!

stoję po drugiej stronie i przyglądam się, jak się cieszą. i przypominam sobie, że też się cieszyłam, za każdym razem. i wiem, że oni nie wiedzą, że im się właśnie jeden świat kończy i zaczyna drugi. takie to ładne, ta nieświadomość, błogi spokój oczekiwania.

"po" jest już świadoma decyzja, że jednak wybieram te dobre okruchy. te małe paluszki na moim wielkim, te uśmiechy z kilkoma zębami, te nocne pobudki z potworami pod łóżkiem, te przepychanki słowne i nowe żarty, "mamo, zobacz...", "mamo, chodź...".

można przymknąć oko. na siebie.

czwartek, 6 lutego 2014

muzycznie

jest kilka takich filmów.
jest kilka takich ścieżek. że się do nich wraca.











ps. do T: dziś sama napiłaś się z kubka. brawo!

środa, 5 lutego 2014

ku pamięci...

wtorek. rano. Tata wpadł przed śniadaniem, poszedł, plan dzienny się rozluźnił, więc...
rozdałam komendy. umyć się, ubrać i ewentualnie w pokoju te klocki, kredki, misie, układanki, gry, samochodziki i auta i lalki razem z ubrankami i to lego, które jak kurz- wszędzie... wszystko w miarę możliwości... tylko żeby było cicho, bo ja T.kładę spać.

więc poszłam kłaść...

nagle domofon. pewnie paczka. ale ja kładę. więc trudno, niech dzwoni, nie ma nas.

szur szur szur (krzesełko dostało nóżek)
klap (przysiadło)
pstryk (domofon się odebrał)

- halo, kto tam?! - słyszę syna
- (cisza)
- mama karmi T., nie ma nikogo, sami jesteśmy...
- (cisza złowroga) - może zwątpił ten po drugiej stronie i poszedł...
- nie jestem Pani! tylko W.N. pan wejdzie, może już ktoś będzie. - jednak nie zwątpił...

biegiem T.do łóżeczka... nie zdążyłam... dzwonek do bramki na klatkę (kto tak szybko przemieszcza się 10 pięter wzwyż?!!!)... zgrzyt (klamka drzwi)...

- pan poczeka! tylko założę jedną skarpetkę i buciki!

zdążyłam, wypadłam zza drzwi na korytarz i lecę do bramki, a za mną:

- to ja! to ja wpuściłem! prawda, że ładnie?

... no, ładnie...

wtorek, 4 lutego 2014

czystki

robię porządki w głowie. szuram ścierą, przeglądam, układam.
trochę jak puzzle.
tylko puzzle mają pudełko z obrazkiem i podpowiedzią jak być powinno.
a ja nie...

więc ciągle sobie odkurzam i układam na nowo.
nie wiem, może to przez te urodziny okrągłe, może po prostu mam za dużo czasu i z nudów tak, może po prostu mam za mało czasu i wyciskam, żeby zaistnieć...

codziennie... a czasem tylko raz na tydzień/miesiąc/kwartał zależnie od natłoku wszystkiego/ mojego ego.
szukam sobie jakiejś czasowej luki dla siebie, żeby BYĆ mną tylko. nie mamusią, żoną, córką, sprzątaczką, praczką, wrzeszczącą maniaczką.

i się udaje... uff... jednak jeszcze ciągle się udaje...

poniedziałek, 3 lutego 2014

dobre złego początki

mam dzieci. trójkę.
i nie mogę sobie przypomnieć kiedy to się stało.
jakoś tak, powoli, dzień za dniem, decyzja za decyzją i jest.

mam 30 lat. i mam trójkę dzieci.
i w głowie tylko jedna myśl: że ja gówniara jestem. że przecież wczoraj maturę pisałam i nie wiedziałam, co robić ze swoim życiem.

i dla tego mojego Przedszkola będę sobie tu trochę wspominać/ przemyśliwać (?)/ wyżywać się egoistycznie na klawiaturze. żeby kiedyś mogły poczytać jak było. żebym i ja nie zapomniała, że jednak fajnie było... i mniej fajnie też czasem...




ps. wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa (chyba, że zaznaczono inaczej) i nie zezwalam a ich kopiowanie bądź udostępnianie bez mojej wiedzy i zgody